niedziela, 18 lutego 2018

Episode 3.Love me, give me some mad love


SCARLET

Dochodzi szesnasta trzydzieści. Jestem już w pełni przygotowana bo nie chciałabym się spóźnić w pierwszy „próbny” dzień nowej pracy.
Siedzę na dole w oczekiwaniu na Thomas’a z rękami położonymi na kolanach. Czuję się jakbym czekała w kolejce do lekarza. 
Moje zdenerwowanie wzrasta, co nie jest najlepszą oznaką. W takich momentach zaczyna mnie boleć żołądek i robi mi się sucho w ustach.
Ale to wszystko dlatego, że nie wiem do końca co mnie czeka.
-Czyli to już na sto procent. - w salonie zjawia się Cathlin. -Wejdziesz do paszczy lwa.
-Nie strasz mnie, bo zaraz zwymiotuję. 
-Tak, przepraszam - siada obok mnie, z pocieszną miną. - Nie martw się, wszystko będzie w porządku. Musisz po prostu przetrwać ten wieczór, a później pójdzie z górki.
-Cóż za zmiana nastawienia - odpowiadam rozbawiona.
-Po prostu nie chcę, żebyś zwymiotowała na moją kanapę - śmieje się, ale za chwilę przybiera poważny wyraz twarzy. - A tak serio, to zdecydowanie podniesiesz poziom klubu. Potrzebny jest im ktoś, kto myśli mózgiem, a nie dupą. 
-Dzięki. To bardzo pocieszające.
-Gotowa? - słyszę głos Thomas’a.
Ma na sobie czarne spodnie i ciemną koszulę we wzory i wygląda bardzo przystojnie. Tak przystojnie, że zaczynam zapominać, że jest moim przyszywanym kuzynem.
Ale zerkając na mój strój, który również składa się z ciemnych jeansów i czarnej koszuli stwierdzam, że wyglądamy podobnie więc chyba nie popełniłam żadnej gafy. 
Myślę, że przyjmą mnie jak swojego.
-Jak najbardziej! - wstaję z impetem skora do działania.
Droga samochodem do klubu powinna nam zająć jakieś siedem minut. Zdecydowanie łatwiej jest się poruszać środkiem transportu, który ma kółka niż o własnych nogach.
-Więc… - zaczynam w trakcie jazdy. - Masz jakąś dziewczynę? 
Częstuje mnie wdzięcznym śmiechem. Zerkam na chwilę na jego ogromną dłoń, która luźnie trzyma kierownicę. To naprawdę ładna dłoń.
-Nie mam - odpowiada krótko. - A co, jesteś chętna? - pyta, zerkając na mnie przez moment.
-Oh, a ty wciąż zakochany? 
-Pierwsza miłość zostaje z nami na zawsze - chichocze. - Wiesz, że kilka razy widziałem cię w samej bieliźnie? - odpowiada, na co robię zdziwioną minę.
-No świetnie! Jedenastolatek, który podgląda trzynastoletnie dziewczynki. Nie wróży to nic dobrego.
-Przepraszam. Ale wciąż mam ten obraz w głowie - śmieje się.
-Cóż, chyba mi co nie co urosło od tego czasu. 
-Zdecydowanie co nie co ci urosło.
-Jaka szkoda, że mieszkamy teraz w jednym domu. Nie masz widoku na moje okno - robię smutną minę, czym znów go rozśmieszam.
-To prawda - wzdycha. - Pomyślę o wynajmie domu z naprzeciwka. 
-No, ale tak serio, dlaczego nie masz dziewczyny? Jesteś gorący! - wypalam, a ten spoziera na mnie tak, jakby zupełnie się tego nie spodziewał. - To znaczy ładny. Ekhm, przystojny. No wiesz, w porzo z ciebie chłopak.
-Dzięki, ale jakoś… Sam nie wiem. Było kilka dziewczyn, ale nie spotkałem jeszcze kogoś kto skradłby mi serce. - mówi zamyślony, patrząc na drogę. - Cholera, zaleciało romantyzmem.
-Aż jestem pod wrażeniem. - komentuję.
-A ty nie zostawiłaś jakiegoś rycerza w Dallas? 
-Proszę cię… Jedynym rycerzem, za którym tęsknie jest Cloudy.
-Twój pies wciąż żyje? - pyta zdziwiony.
-Oczywiście! Żyje i ma się dobrze.
-W takim razie nie muszę się czuć na razie zagrożony? - upewnia się z tym swoim czarującym uśmieszkiem.
-Jeszcze nie wiem. Muszę się zastanowić czy wybaczę ci to podglądanie.

Wchodzimy do The Lash dziesięć minut przed godziną siedemnastą. Tym razem korytarz, który prowadzi od wejścia do głównej sali jest oświetlony neonowymi niebieskimi światłami i mogę w pełni ujrzeć jego dekorację.
Pod ścianą znajduje się parę krzeseł ozdobionych srebrnymi kryształkami oraz w tym samym kolorze żyrandole. Po mojej prawej widzę wejście do ogromnego pomieszczenia, którym jest zapewne palarnia. Widnieje tam dużo lóż wyszywanych granatową skórą, stolików oraz ogromnych luster, a z sufitu wystają plafoniery. 
Ktoś, kto urządzał wnętrze klubu musi świetnie znać się na swojej robocie.
Na sali głównej krząta się wielu ludzi, więc to nowość w porównaniu do pustki, którą zastałam tu wcześniej.
Parkiet jak i główny bar są oświetlone tak samo jak korytarz i całość wygląda nie z tej ziemi. Aż sama się dziwię, że będę pracować w tak pięknym miejscu. 
A to przecież tylko klub.
-Dobra, to jest bar, w którym dzisiaj pracujemy - Thomas podnosi do góry klapę, która łączy się z ladą i tym samym oboje znajdujemy się po drugiej stronie balustrady. - Zazwyczaj cztery osoby są tutaj i cztery na górze. Pracujemy w stałych zespołach, żeby nie było zgrzytów. W naszej ekipie będę ja, ty, May i Inez.
-Brzmi super. - odpowiadam podekscytowana.
-Inez to ta, która bzyknęła chłopaka mojej siostry. Ale nie zrażaj się od razu. Tutaj przyjaźnie wymagają czasu, ale jesteśmy ze sobą dość zżyci. 
-Okej. Nie oceniać. Nie zrażać się. Załapałam.
-Powinnaś szybko się zaaklimatyzować. Obserwuj mnie dzisiaj uważnie, a wszystko pójdzie gładko. Pozwalam ci też zerkać na mój tyłek od czasu do czasu - pokazuje rząd białych zębów, na co wybucham śmiechem.
-Dzięki za pozwolenie. Należy mi się za te wszystkie lata bezczelnego podglądania. - wypominam.
-Radziłem sobie od małego.
-Tommy!!! - słyszę dźwięczny kobiecy głos. Odwracam się za siebie i widzę dwie dziewczyny, ubrane dość… Cóż. Ubrane zdecydowanie odważniej niż ja.
Może to tancerki?
-Rozmawiałeś dzisiaj ze Stu? Powiedział, że Glee została wylana i ma przyjść ktoś nowy. - odzywa się szatynka o prześlicznych rysach twarzy. Wygląda bardzo niewinnie, ale jej strój powoduje, że jest seksowna jak diabli. 
-Glee była wolna jak ślimak. Dobrze, że ją wylali - dopowiada ta druga. Ma na sobie krótką obcisłą, czarną koszulę na jedno ramię i dość wymyślne spodnie z białymi sznurówkami. Wygląda trochę dziwnie, ale muszę powiedzieć, że bardzo stylowo. 
Na ramiona opadają jej długie warkoczyki. Twarz ma pociągłą, a jej rysy są dość ostre przez co wygląda trochę na oschłą.
Nie oceniaj. Nie zrażaj się. 
-A ty kim jesteś? I w coś ty się do cholery ubrała? - dziewczyna z warkoczami dostrzega moją obecność i patrzy na mnie jak na bezdomnego. 
Dosłownie.
-Em. Scarlet. Nowa pracownica. - podaję im rękę, ale ujmuje ją tylko jedna z dziewczyn.
-Jestem May - uśmiecha się szatynka. - A to Inez. Nasze prawdziwe imiona to Meredith i Elizabeth, ale tutaj wszyscy mają swoje ksywki.
-Tak - odzywa się druga. - Więc nie miej czelności wypowiadać mojego imienia. 
-Rozumiem - odpowiadam, kiwając głową.
-I oczywiście mamy ją dzisiaj szkolić? - Inez spogląda na Thomas’a wzrokiem, który nie podkreśla nic innego jak żenadę i zniechęcenie. 
Myślę, że zapowiada się przemiło.
-Tak. Uprzedzam cię Inez, że to moja przyszywana kuzynka, więc postaraj się być miła.
-Świetnie. - wywraca oczami. - Uwielbiam udawać miłą.
-Musimy ci wymyślić ksywkę! - odzywa się podekscytowana May. Widzę, że jest o wiele bardziej kontaktowa i milsza od swojej koleżanki. -Scarlet, Scarlet… - szatynka powtarza moje imię, jakby intensywnie myślała nad moim nowym pseudonimem.
-Sky! - wpada na pomysł brunet. A mnie bardzo się ten pomysł podoba.
-Przepraszam, ale zaraz się zrzygam - Inez włada swój palec do buzi, jakby faktycznie miała zaraz zrobić to, co przed chwilą powiedziała.
Jest urocza. Czuję, że się polubimy.

Cztery godziny później jestem w stanie nalać piwo i zrobić najprostsze drinki. Stwierdzam, że to naprawdę nic trudnego. Trochę gorzej idą moje poczynania z kasą fiskalną. Nie potrafię się dobrze obsługiwać kartą, która na niewielkim ekranie ma za zadanie wystukiwać odpowiednie zamówienia. 
Nie mam pojęcia jakim cudem pozostali radzą sobie z nią w tak szybki sposób. 
-Jak sobie radzi nowa barmanka? - kiedy obracam głowę w lewą stronę, widzę tego samego chłopaka, na którego wpadłam na korytarzu zaraz po rozmowie z Ralph’em. 
Uśmiecham się na jego widok.
-Chyba nieźle. Muszę jeszcze się zaprzyjaźnić z kasą. - odpowiadam, na co chichocze.
-Spokojnie. Nie od razu Rzym zbudowano.
-Cześć Alex! - Inez pojawia się znikąd i stawia przed szatynem szklankę wody z cytryną. - Skąd się znacie?
-Wpadliśmy na siebie parę godzin temu - zielonooki patrzy na mnie rozbawiony.
-Interesujące - brunetka patrzy na mnie z podejrzeniem, a następnie mija i zabiera się do obsługi grupki mężczyzn przy ladzie.
-Bywa dociekliwa - komentuje Alex.
-Nie przeszkadzało ci to, kiedy majstrowałeś przy moim kroczu - odzywa się znów Inez, czym totalnie mnie zaskakuje. Zerkam na Thomas’a, któremu jedynie wymyka się chichot, w trakcie gdy nalewa piwo. Widocznie to normalne zachowanie. Alex natomiast kiwa głową lekko zawstydzony i chyba zażenowany. Nie potrafię odgadnąć co bardziej.

Z biegiem czas potrafię dostrzec, że jest tu jednak dość luźno i swobodnie. Rozmowy o seksie nie są tematem tabu, a raczej chlebem powszednim. To zupełnie coś innego niż się spodziewałam.
Myślałam, że każdy będzie uważał na słowa i będzie sztywny, a tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna, a ja nie jestem w stanie do końca stwierdzić, czy już się do niej przyzwyczaiłam i czy faktycznie tu pasuję.
-Cześć Nate! - słyszę jak dźwięczny, wręcz perlisty głos wyrywa się z gardła May. Patrzę w kierunku jej celu i dostrzegam krótko obciętego bruneta. Tego samego, z którym nie mam najlepszych wspomnień w dniu dzisiejszym. 
Kiwa dziewczynie na powitanie, później przez nanosekundę kieruje swój wzrok na mnie, a następnie znika za barem, pozostawiając na sobie ten sam chamski wyraz twarzy, który towarzyszył mu, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy.
On i Inez tworzyliby wspaniale zgraną parę.
Ale z dwojga złego, przynajmniej poznałam imię nieprzyjaciela.
Nate.
-Kim jest ten facet? - pytam May.
-To Nate - powtarza znów jego imię. - Ochroniarz. Syn właściciela.
Syn właściciela.
Teraz rozumiem co miał na myśli, gdy zapytałam go czy nazywa się Ralph Kulina.
Odpowiedział wtedy „niezupełnie”. Tylko dlatego, bo ma to samo nazwisko lecz inne imię.
Ciekawe.
Cóż, muszę stwierdzić, że mocno różni się od swojego ojca, który z tego co zauważyłam jest duszą towarzystwa. Chyba nie odziedziczył po nim osobowości.
-Idę na przerwę. Poradzisz sobie? - z zamyśleń znów wyrywa mnie głos May.
-Tak, wszystko pod kontrolą. - odpowiadam i wracam do swoich obowiązków.
Przez ostatnie parę godzin nie miałam ani jednej wolnej chwili, a w końcu dzisiaj jestem tu tylko jako pomoc. Jestem pewna, że jutro będzie o wiele ciężej. 
Ale na ten moment nikogo nie ma przy barze i wszyscy są zajęci występem jednej z tancerek, która jest podobno niespodzianką co drugiego wieczoru. 
DJ przedstawił ją jako Nikki i z tego co widzę po widowni, dziewczyna jest prawdziwą gwiazdą tego klubu.
Nie mogę się jednak dziwić. Po jej zwinnych ruchach widać, że jest profesjonalistką w swoim fachu. 
Jej występ jest elegancki, jeśli tak to mogę określić, a jednocześnie drapieżny ale z klasą. Nie ma w nim nic dwuznacznego czy wyzywającego. Tańczy uwodzicielsko i jestem pewna, że kradnie serce każdego mężczyzny na tej sali.
Kiedy mój wzrok samoistnie kieruje się w kąt, w którym stoją bramkarze, widzę nie tylko Nate’a, ale również May, która stoi przy jego boku.
Uśmiecha się nieśmiało w jego stronę, jeżdżąc dłonią po jego klatce piersiowej. On spoziera na nią ni to rozbawiony, ni to poważny. Ma zdecydowanie inny wyraz twarzy, niż kiedy patrzy na mnie. Bardziej… Ciepły?
-Hej - wołam Inez. - May i ten ochroniarz mają się ku sobie? - pytam śmiało, bo w końcu to chyba nic takiego. Po tym co dzisiaj usłyszałam, nieszkodliwe pytanie o relacje pracowników nie wydaje się być niewłaściwe.
-A co, wzięło cię na ploteczki?
-Nie, po prostu pytam. Lubię dużo wiedzieć. - dziewczyna patrzy na mnie nieufnie, ale po chwili wzdycha i znów powraca do czyszczenia kufli.
-May jest w nim zakochana po uszy. On natomiast raczej wydaje się być obojętny. Nie jestem tym zdziwiona. Nate zazwyczaj bierze się za niegrzeczne dziewczynki.
-Aha - odpowiadam krótko. 
Tego się właśnie spodziewałam.
Dlatego dziwię się, patrząc na nich teraz razem, że cokolwiek może ich łączyć. 
May jest zbyt słodka, a on zdecydowanie zbyt gburowaty.
-A co, podoba ci się? - słyszę jej pytanie.
-Nie bardzo - odpowiadam. - Poznałam go wcześniej i potraktował mnie beznadziejnie.
-Hm, pomyślmy dlaczego - prycha, lustrując mój strój. 
O co jej chodzi? Przecież nie wyglądam tak źle.
Wywracam oczami na jej odpowiedź i obiecuję sobie, że jutro ją zaskoczę.

Wszystkich ich zaskoczę.

***

2 komentarze: